Otóż, historia ta jest tylko w połowie moja. Pisałam ją internetowo, na spółkę z niejaką Kaori aka AoRabbit, którą możecie znać z takich blogów jak:
Jako, że dzień po pisaniu z nią tego, nudziło mi się niemiłosiernie (stan krytyczny, wymagający uwagi osoby z zewnątrz) postanowiłam przepisać nasz tekst "na czysto", a, jako że nie dodawałam od hoo hoo hoo i jeszcze trochę, postanowiłam to tu opublikować.
SPAMANO!
Tekst należy do gatunków: (oczywiście durna) komedia, przyjaźń, shouen-ai.
Z naciskiem, że to będzie lekkie shouen-ai, a NIE yaoi(gdyż nie ma mowy, by ktoś zmusił mnie do pisania czegoś mocniejszego, chyba że psychicznego, między facetami -,-' Męska przyjaźń forever!)
Podział ról, jak pisałyśmy to, polegał na tym, że Kaori była Hiszpanią (czyli Antonio), podczas gdy ja... każdym innym xD
Krótka instrukcja:
Antonio - Hiszpania
Gilbert (Jego Zaglibistość) - Prusy
Lovino/Romano - Włochy Południowe
Feliciano - Włochy północne
Ludwig - Niemcy
Francis - Francja
Kaori wie, że to publikuje i, zarówno jako autorka, jak i beta, ma również moje pozwolenie, by opublikować to na swoim blogu.
Mam nadzieję, że się nie zrazicie się tym, bo, będąc szczerym, fajnie nam się to pisało xD Teksty w nawiasach nie musicie traktować poważnie. Są do pominięcia.
"We własnym łóżku"
Nastał
wieczór, podczas którego Gilbert i Antonio zamiast się, jak to mają w zwyczaju,
spotkać, postanowili porozmawiać przez Internet. Rozmowa była aż nazbyt
normalna, do momentu aż padło to ciekawskie i lekko podstępne pytanie Gilberta:
- A tak übrigens, co tam u Romano? Słyszałem od Felisia, że
znów Ci z łebki przywalił.
- Weź nic mi nie mów. – Jego głos wyrażał zrezygnowanie. –
Wywalił mnie na kanapę. – Walnął głową o blat biurka i nie zamierzał się ruszyć.
Gilbert
zaśmiał się głośno.
- Hahaha, stary, co za żal – wydukał w przerwach od salw
śmiechu. – A co, Ludwig wciąż u niego jest?
- Tak. – Podparł się na łokciach. – No, ale żeby w moim
własnym domu mnie na kanapę wywalać?
- Jesteś dla niego po prostu za miękki. A właśnie,
Ludwig dzwonił. Możesz powiedzieć Romano, że po tym jak zapchał kibel,
Ludwikowi się nie udało się odzyskać w całości tych bokserek w pomidory, czy
coś – dodał Gilbert, ziewając.
- Nie bądź tu miękki, jak on jest taki uroczy. Że-że
co? Moje bokserki!
- Mów co chcesz. – Albinos wzruszył ramionami i uśmiechnął
się zadziornie. - Cóż, Feli mówił coś o tym, że Lovino wrzucił je do kibla, jak
tylko wparował mu bez zapowiedzi do ubikacji. A co, zdziwiony? Ty jego też masz
. – Wskazał na Hiszpana oskarżycielsko palcem.
- No i co z tego? Ja się z tym nie kryję, Chwila, chwila. –
Ogarnął wzrokiem pokój, by po chwili zatrzymać go na Romano.
- No i na co się tak gapisz, ty pomidorowy draniu?! –
wrzasnął Lovino, gdy wzrok Antonia utrzymywał się na nim już dobre parę sekund.
– I tak nie będziesz dzisiaj spał na łóżku, więc o tym zapomnij, okej?!
- Nie o to chodzi. – Antonio odwrócił się na krześle
przodem do niego, a ręce splótł na klatce piersiowej. - Lovi, co robiłeś z
moimi bokserkami, nim twój braciszek wparował do łazienki?
- Em, że co?! – Zarumienił się i odwrócił wzrok. – Nie wiem
o czym mówisz zboczeńcu! – Ułożył się z powrotem na łóżku i poprawił kołdrę,
ukazując przy tym Antoniowi swoje, okryte różową koszulką, plecy.
Antonio
wstał od biurka i skierował się w stronę swojego łoża, którego miękkością miał
się już dzisiaj nie nacieszyć. Szybko na nie wskoczył i mocno przytulił Włocha,
szczerząc się przy tym na swój własny sposób i bezwiednie wywołując dreszcze u młodszego chłopaka.
- O-odwal się ode mnie, błaźnie! – Wiercił się na wszystkie
strony, próbując się oswobodzić. Jako efekt jego starań udało mu się jedynie odwrócić
przodem do rozanielonego Antonia. Włoch szybko uwolnił lewą rękę i próbował
odsunąć nią głowę upartego Hiszpana.
- No puść mnie, ty pomidorowy draniu!
- Lovii~! – Przytulił go mocniej, nie pozwalając się już
dłużej odpychać. – Powiedz mi!
- No ale, że niby co, kurna?!
- No, co robiłeś z moimi bokserkami? – zapytał spokojnym
tonem, obserwując przy tym wykwintny rumieniec na twarzy swojego dawnego
podopiecznego.
- N-nic nie robiłem, okej?
Romano był pewien, że jego twarz była
już cała czerwona, jednak nie, to na pewno nie była wina Antonia. Mowy nie ma!
Pewnie baran zapomniał wyłączyć ogrzewanie. Tak, to na pewno to!
- Po prostu znalazłem twoje gacie u nas w domu, zboczeńcu! I
nie chciałem ich widzieć u siebie w pokoju, kapujesz, durny pomidorze?! A-a w
ogóle, to nie powinieneś wracać do domu bez bielizny, pervertito!
- Aha, a to, że wrzuciłeś je do ubikacji, kiedy Felicjano
wszedł do łazienki, to też przypadek, tak? – Romano był już tak czerwony, że
Antonio nie mógł się powstrzymać od komentarza: – Jesteś czerwony jak pomidor.
Słodkie.
- Zamknij się! – krzyknął rozłoszczony i zażenowany zarazem.
– Nie będę gadał ze zboczeńcem, który chodzi po mieście bez gaci! – spróbował
zmienić temat. – Pewnie to dla tej blond cioty, by łatwiej mu było cię
molestować!
- Ahahahaha, ty mi tu Francisa nie wyciągaj. Zresztą, o
jakim molestowaniu ty w ogóle mówisz? – spytał naiwnie dziecięcym tonem. –
Przecież wiesz, że kocham tylko i wyłącznie ciebie. – Złapał i pociągnął delikatnie jeden z jego
czerwonych policzków.
- Ta, jasne – oburzył się. – I pomidory, i żółwie i inne
kreatury tego świata też. Ty kochasz wszystko. No, ale wiesz – zaczął nadzwyczaj
spokojnie i uroczo, a jego oczy straciły na chwilę waleczność – Mógłbyś
przypadkiem…
- Co ty pleciesz, Lovi – wtrącił mu się w zdanie. Przytulił
go tak, że głowa Włocha spoczęła na jego ramieniu. Teraz mógł mówić prosto do
jego ucha. – Kocham tylko ciebie – szepnął, jedną ręką gładząc jego włosy.
Romano
wtulił się bardziej, by ukryć rumieniec.
- Przestań gadać tak żałosne rzeczy – wybełkotał w końcu.
Krew w nim się jednak zagotowała chwilę później i w końcu nie wytrzymał. Skoro
tamten rozczulił się bardziej niż zwykle, zawstydzając go i nie zauważając
jednej, bardzo istotnej rzeczy, to już jego sprawa. Lovino zebrał się na to, by
w tej krępującej sytuacji przywalić Antoniemu z pięści prosto w brzuch.
– Ty pomidorowy draniu! – zaczął na niego wrzeszczeć. – Zamiast gadać tak zawstydzające rzeczy, mógłbyś pierw zakończyć tą video rozmowę z tym ziemniaczanym draniem! – krzyknął jeszcze głośniej, jakby chciał swoim głosem poruszyć całym domem. Palcem wskazywał wciąż włączony komputer z twarzą roześmianego albinosa na ekranie.
– Ty pomidorowy draniu! – zaczął na niego wrzeszczeć. – Zamiast gadać tak zawstydzające rzeczy, mógłbyś pierw zakończyć tą video rozmowę z tym ziemniaczanym draniem! – krzyknął jeszcze głośniej, jakby chciał swoim głosem poruszyć całym domem. Palcem wskazywał wciąż włączony komputer z twarzą roześmianego albinosa na ekranie.
Gilbert
śmiał się w niebogłosy, nie zasłaniając już nawet ust, jednak ani Antonio, ani
Lovino nie byli w stanie tego usłyszeć. Nawet jeśli głośniki w komputerze były
popsute i trzeba było korzystać ze słuchawek, to mikrofon i kamera działały bez
zarzutu.
Gilbert,
aby rozładować emocje, sięgnął sobie po piwo. O Boże, jakie to było dla niego
show!
Antonio
zakrztusił się własną śliną, kiedy oberwał w brzuch. Szczerze zapomniał o tym,
że rozmowa z Gilbertem wciąż trwała. Choć dla niego było niepojętym, że można
zapomnieć o kimś tak zaglibistym!
- Przepraszam Lovi – zaczął z boleściwą miną. Widząc, że nic
już nie wskóra i po raz kolejny spierniczył sprawę już na mecie, wstał z łóżka
i podszedł do komputera. – Ja tu rozpaczam, a ty się śmiejesz – wyrzucił
Gilbertowi, kiedy już założył słuchawki.
- Rozpacz? Z tego co widziałem to masz tam niezłą zabawę. –
Udało mu się opanować śmiech, ale jego twarz nadal wyrażała rozbawienie. Z
typową dla siebie wyższością dodał: – Specjalnie na takie okazje podarowaliśmy
Ci z Francisem wazelinę – przypomniał mu o ostatnim urodzinowym prezencie. – Na
tyle szuflady pod zeszytem w pomidory, jeśli dobrze pamiętam, co nie? – Gilbert
zastanawiał się czy jego, nieco nieogarnięty, przyjaciel potraktuje to na
serio, czy może uzna to za żart, jakim jest.
- No, ale widziałeś przecież, co zrobił. Gdybyś nie widział,
to może mógłbym spać we własnym łóżku – mruknął, załamując się. Nawet nie
musiał zdejmować słuchawek, żeby usłyszeć, jak Romano mówi coś rodzaju: „pomarz
sobie”. – A co mi to da, jeśli on ledwie daje mi się dotknąć – skomentował
drugą część wypowiedzi przyjaciela.
Twarz
Gilberta posmutniała. Było mu naprawdę żal kolegi. Gdyby nie to, że Francisa
nie było obecnie na miejscu, to pewnie wyciągnęliby Antonia na imprezę, żeby
potem wrócił rozluzowany i pijany do domu. Każdy wiedział, że Antonio miał
słabsza głowę od (NIESAMOWITEGO) miłośnika piwa i blond wino-smakosza. Rany,
tyle czasu razem, a Hiszpan nadal nie rozwinął się zbyt mocno na tym polu.
Pijany
Antonio często robi się (jeszcze) bardziej milusiński (zwłaszcza w stosunku do
Romano), więc łatwiej by mu się było z chłopakiem pomiziać (mimo że tamten nie
koniecznie by tego chciał, a sam ‘sprawca’ nie pamiętałby o tym następnego
dnia).
- Rany, stary, nie podłamuj się na oczach Zaglibistego mnie!
A może zrobisz coś w stylu… Hm, już wiem! Zrobisz dla niego coś, co lubi. Albo
po prostu wbijesz mu się do łóżka, kiedy zaśnie. Boże, jaki to zaglibisty plan!
Spałbyś we własnym łóżku i miałbyś może szanse się do niego w nocy poprzytulać.
Powiedz, czy nie jestem niesamowity? – Próba pomocy przyjacielowi zmieniła się
za w samozachwyt, a spoczywający w tej chwili na głowie albinosa Gilbird tylko
dopełniał obrazek.
- Łaa! – Uśmiechnął się. – Tak, zrobię makaron. Może spaghetti,
co ty na to? – Rozmyślania nad potrawa dla Romano zajęły mu myśli na tyle, że
nawet nie odpowiedział na zadane przez Gilberta pytanie. Tak naprawdę nie był
aż tak zły w TE klocki. On po prostu nie chciał wywierać na Lovino żadnej,
nawet najmniejszej presji na tym polu.
Romano
usłyszał to, co Antonio powiedział. Rany, czy ten pomidorowy drań na serio się
nie skapnął, że słyszy wszystko co mówi do Gilberta? No, ale w sumie to myśl o
zjedzeniu spaghetti nie jest wcale taka zła, choć pewnie ten pajac i tak nie
zrobiłby tak dobrze jak jego fratello.
- Eh, niech będzie. Jednak nadal sądzę, że zwyczajne wbicie
się do łóżka byłoby łatwiejsze. I tak dobrze wiemy, że tylko udawałby
oburzonego, jeśliby się w nocy obudził. Dobra, rób co chcesz. Mój brat chyba wrócił,
więc Zaglibisty ja idzie do niego. Bye!
- Buenas noches, Gilbert. – Zakończył połączenie, tak, tym
razem o tym nie zapomniał, i zdjął słuchawki. Kątem oka obserwował Romano,
który leżał teraz plecami do niego. Musiał być wyraźnie wkurwiony (w sumie to
rzadko kiedy nie zachowywał się, jakby miał PMS). A może jednak zasnął?
Antonio
wyłączył komputer i wstał z fotela, aby zbliżyć się do łóżka. Powolutku,
najciszej jak się tylko da spróbował się położyć na łóżku.
- A ty myślisz, że co ty, kurna, teraz wyprawiasz? – Lovino
obdarował go żądnym zemsty spojrzeniem. Wciąż był zły za akcję z albinosem.
Antonio
zastygł. Czyli jednak nie spał, pomyślał.
- Lovi, przepraszam. Wybacz mi - powiedział ze zbolałą mina.
- Trzeba było o tym pomyśleć, nim odszedłeś od komputera,
zgniły pomidorze.
Chęć
nawrzeszczenia na Antonia była jedynym powodem, dla którego odwrócił się
przodem do niego. Rany, tak się wygłupić i ośmieszyć przed tym ziemniaczanym
draniem. Niewybaczalne!
- Śpisz dzisiaj na kanapie – poinstruował Lovino.
- Lovi - jęknął - ale to przecież moje łóżko. - Opadł na nie
gotowy na rozdarcie przez hieny (czytaj: skopanie przez Romano).
Romano
zaczął spychać Antonia z łóżka własną nogą.
- A to niby przez czyje gatki zapchał się kibel i ten głupi,
ziemniaczany drań numer jeden musiał przyjść, co?!
- Ja ich tam nie wkładałem. - Dobra, nie ma tak. Podniósł
się na tyle, by móc w miarę swobodnie poruszać kończynami i złapał Lovino za
nadgarstki. Położył go, rękoma przytrzymując jego, a sam usadowił się na jego biodrach,
aby uniknąć pokopania.
- C-co ty wyprawiasz, zboku?! – Próbował się wiercić, jednak
to nie miało już znaczenia. Aż trudno było uwierzyć, że Antonio był tak silny.
- Przepraszam, Lovino. Wiesz, że to nie było specjalnie -
powiedział, pochylając się nad nim, ale nie puszczał go. Owiał jego twarz swoim
oddechem i obserwował.
Lovino był wzburzony, więc odwrócił wzrok od potężnej
postury, zazwyczaj leniwego, mężczyzny.
- Zejdź ze mnie, do cholery!
- Nie, dopóki nie przyjmiesz moich przeprosin - odpowiedział.
Naprawdę nie chciał dzisiaj spać na kanapie.
Lovino zastanawiał się, jak on w ogóle śmiał go traktować w
taki sposób?! To wszystko jego wina, ta cała sytuacja.
- Dobra, dobra, wybaczam. Tylko mnie puść, ty pomidorowy
łbie!
Uśmiechnął się szeroko, dumny z siebie. Pochylił się nad nim
i skradł mu szybkiego buziaka w usta, po czym przytulił się do jego klatki
piersiowej, puszczając przy tym ręcę.
- Kocham cię, Lovi - powiedział cicho.
- Kocham cię, Lovi - powiedział cicho.
- Taa… cokolwiek - powiedział
zażenowany, po czym szybko zrzucił z siebie Antonia, który wylądował obok
niego. Sam ponownie odwrócił się pokazując Hiszpanowi co najwyżej plecy.
Znajdował się niebezpiecznie blisko krawędzi łóżka.
Antonio obiął Romano w pasie i
przyciągnął do siebie tak, żeby nie spadł. Na jego twarzy na nowo pojawił się
wielki uśmiech spełnionego człowieka.
Lovino
Vargas po raz kolejny zastanawiał się, czy przypadkiem nie odepchnąć Antonia
raz jeszcze, kiedy usłyszał nagle skoczną melodię. Popsuło to cały nastrój.
- In radio c'è un pulcino, in radio c'è un pulcino...
e il pulcino pio, e il pulcino pio, e il pulcino
e il pulcino pio, e il pulcino pio, e il pulcino
Powinien
już dawno zmienić dzwonek. Dobra, a niech się Antonio śmieje.
- CZEGO?! – wrzasnął do słuchawki, nie sprawdzając wcześniej
ID rozmówcy. Przynajmniej wyswobodził się z rąk Antonia, by sięgnąć po komórkę.
- Ne, ne, braciszku~ - zaczął Feliciano.
- No?
- No bo jak Ludwig sobie poszedł, to zacząłem sprzątać w
domu i wiesz co? Znalazłem kolejne takie gatki w pomidory pod twoim łóżkiem, no
i się tak zastanawiam, czy wiesz, wyrzucić je czy nie?
- ZOSTAW JE TAM!!! –
Po chwili się jednak w miarę opanował, a może raczej starał i, z wciąż
wzburzonym głosem, dodał, że sam się nimi zajmie, jak wróci.
- Um, okej. A i właśnie, braciszku, będziesz jutro w domu?
- A czy ten ziemniaczany drań już sobie poszedł?
- He? Ludwika już nie
ma.
- To będę.
- Vii, zrobię pastę!
- Codziennie robisz pastę - przeszło starszemu bliźniakowi
przez myśl. Rozłączył się z bratem, po czym odwrócił i zobaczył wpatrującego
się w niego Hiszpana. – A ty na co się gapisz?!
- Czyli masz więcej moich bokserek?
- To raczej ty je wszędzie zostawiasz!!! Powinieneś trzymać
spodnie przy sobie, pomidorowy fetyszysto! – wyrzucił mu. Naprawdę nie miał
pojęcia, co tam te gacie robiły, bądź kiedy ten rozanielony Hiszpan je zostawił. Jeszcze bardziej wzburzony usiadł spowrotem
na łóżku i postanowił ignorować nic nieodpowiadającego, jednak z wiecznym
zacieszem na buzi, Antonia. Jakby świadomość, że Lovino jest w posiadaniu jego
bokserek było czymś wartym uwagi i, co gorsza, uśmiechu.
Romano
zawinął się w kołdrę. Nie miał już zamiaru wyganiać tego pomidoromaniaka z
łóżka. Mowy nie ma, by zaryzykował powtórkę sytuacji sprzed chwili. W pokoju
gościnnym spać na pewno nie będzie. Nie wiadomo co tam się działo, biorąc pod
uwagę jakie osoby mogły tam nocować. Aż wzdrgnął się na myśl, że mógł tam spać
Francis, bądź Gilbert.
Lovino kolejny raz poczuł dłonie
zaplatające się na jego brzuchu. Co za, kurna, natręt, pomyślał. Drgnął
zdenerwowany, jednak powstrzymał się przed wybuchem.
- Dusisz – mruknął, pozornie spokojnym tonem.
Nie otrzymał odpowiedzi, jedynie lekkie poluźnienie uścisku.
Romano westchnął i poklepał dłonie Antonia z politowaniem.
- Kocham cię – usłyszał po raz kolejny bardzo blisko swojego ucha.
- Tak, tak – odpowiedział, układając głowę na poduszce i mając nadzieje, że Antonio nie zauważy, jak bardzo się teraz rumieni.
- Dusisz – mruknął, pozornie spokojnym tonem.
Nie otrzymał odpowiedzi, jedynie lekkie poluźnienie uścisku.
Romano westchnął i poklepał dłonie Antonia z politowaniem.
- Kocham cię – usłyszał po raz kolejny bardzo blisko swojego ucha.
- Tak, tak – odpowiedział, układając głowę na poduszce i mając nadzieje, że Antonio nie zauważy, jak bardzo się teraz rumieni.
Ah, jak miło jest spać we własnym łóżku.
~*~
Hm, pewnie zauważyliście, że to głównie Antonio prowadził do zbliżeń z Romano, a ja broniłam się ze wszystkich sił! Pisząc to, Kaori nie wiedziała nawet, że ta wiadomości była na skejpie, bo dialog między Prusami, a Hiszpanią rozpoczęłyśmy w komentarz pod zdjęciem na facebook . Na koniec zostawię wam najbardziej zaglibisty śmiech EVER oraz filmik z Polską, który jest nazywany przez moich znajomych odmóżdżaczem.
Przepraszamy za wszelkie OOC w tej historii :)
Gatki w pomidory przejdą do historiiXD
OdpowiedzUsuńSłodkość Antonia mnie zabija:D A chłód Romana dobija:) Wraz z Kaori stworzyłyście bardzo interesującą parę^^
Śmiałam się co zdanie, oczy mi z orbit wychodziły!
Zajebistość w czystej postaci! Kocham!*_*
Pozdrawiam! ^^
Teraz ja nadrobiłam zaległości. Tak "męska przyjaźń forever" :D
OdpowiedzUsuńRozbroił mnie ten tekst: "Powinieneś trzymać spodnie przy sobie, pomidorowy fetyszysto! "
Naprawdę bardzo lekkie to było i przeczytałam szybko, a na końcu pomyślałam sobie: "To już?"
Czekam , co tym razem się pojawi;)
Pozdrawiam.