A teraz z czym ja tu niby wam wyskakuje? A z historią własną! 3-shocik z tego będzie, podobnie jak z "Tam gdzie bohater nosił miano kata".
Historia ta jest dla mnie bardzo ważna, głównie ze względu na to, że jest w mojej głowie od... stycznia i na dobrą sprawę piszę ją poraz drugi, gdyż to co wcześniej pisałam (i nie opublikowałam) nie zadowala mnie pod żadnym względem stylistycznie.
Za betę dziękuję moim kochanym Prusą - Mrs 9.
Główny gatunek to przygoda i lekkie fantasy, a jedynym ostrzeżeniem jest wątek kazirodczy.
W części tekstu nie ma akapitów, gdyż wpis w blogerze, nie wiedząc czemu, mi na to nie pozwala. Przepraszam.
Słońce już dawno zniknęło za horyzontem,
ustępując swe miejsce księżycowi, którego odbicie zniekształcane było
delikatnymi falami jeziora. Ziemski satelita i świetliki były jedynymi oznakami
światła, którym wyjątkowo napawać się mogły niższe drzewa i krzaki mieszanego
lasu. Wiatr wiał ze stałą siłą. Leżąca właśnie między florą dziewczyna zaczęła
odzyskiwać przytomność. Mając mało siły, podparła się na rękach i zmusiła się
do siadu. Wilgotna ziemia chłodziła jej ręce nieprzyjemnie, a gniecione gałęzie
roślin służyły jako bodźce przypominające jej ciału czucie. Flegmatycznie
położyła zdrętwiałą nieco dłoń na twarzy i przesunęła po niej. Przeczesała
sobie swoją długą szkarłatną grzywkę i siedziała tak chwilę wdychając świeże
powietrze. Głowa bolała ją i nie mogła skupić na niczym myśli. Pustka
wewnętrzna, której fenotypową oznaką było tylko maszczone czoło i zwężane oczy.
Świetliki mijały ją jeden po drugim, aż w końcu zawiesiła zmęczony wzrok na
jednym z nich. Czuła, jakby był środek nocy, a mimo wszystko była w stanie
zobaczyć co chwilę to inne elementy leśnej zieleni, dzięki tym małym owadom.
Noc świetlików, pomyślała.
Znużonym
wzrokiem błądziła za zwierzęciem jeszcze chwilę, aż ten zaczął sytuować się
coraz wyżej. Wzrok jej powędrował w dół na swoją rękę. Głowa ją za nadto bolała, by myślała dłużej nad jej zadrapaniem i zaschniętą krwią. Zebrała się w sobie i
postanowiła wstać, podpierając się drzewa obok, bez którego pewnie straciłaby
równowagę. Bolały ją nogi, które miejscami były dziwnie ciepłe.
Zaczęła myśleć ciut jaśniej, a wzrok nie
rozmazywał się już tak jak wcześniej. Widziała, że jej lniana sukienka była
stanowczo za brudna, ale poczuła ulgę, gdy buty były w dobrym stanie, nie
zauważając tego, jak zdarte są z tyłu. Bez butów powrót mógłby okazać się
męczący. Jedną ręką przytuliła drzewo, a potem przystawiła do niego głowę i
odetchnęła. Jednak zebrała się i ruszyła ku automatycznie wybranemu celowi –
górce, za którą śledzony wcześniej świetlik zniknął.
Przeszła obok brutalnie uszkodzonych dwóch lin
runa leśnego i rozpoczęła krótką drogę po małym zniesieniu, jednak drzewa dwa
razy okazały się dla niej podporą. Będąc na górze znalazła się dwa kroki od
plaży jeziora. Siadła twardo na ziemi, a głowę schowała w kolanach. Musnęła
dłonią kark, po czym zmacała go bardziej, czując jakąś nienaturalną
powierzchnię. Na jej ręce zostały śladowe ilości zaschniętej krwi.
Swoimi brązowymi tęczówkami spojrzała na
jezioro i na świetliki je zdobiące. Wraz ze światłem księżyca tworzyło to
niesamowity nastrój. Wzrokiem była w stanie ogarnąć jeszcze dwie strony
jeziora.
„Świetliki świecą tylko nocą nie dlatego, żeby
było je wyraźniej widać, ale dlatego, że tylko mrok jest w stanie ukazać ich
piękno” przypomniała sobie cudze słowa, a w tamtym momencie nie mogła się z
nimi nie zgodzić. Słabość znów ją ogarnęła, jednak postanowiła z nią walczyć.
Mimo wszystko jej oczy zamknęły się na nowo. Zasnęła.
Potknął się o wystający korzeń, co wraz ze
zmęczeniem zmusiło go do zwolnienia. Oddychał ciężko i desperacko rozglądał się
dookoła. „Gdzie ona jest?” zastanawiał się cały czas. Noc już się prawie
skończyła, a on wciąż jej nie znalazł. A może już wróciła do gospody? Jeśli
tak, to właścicielka jej przypilnuje. Jednak musiał ciągle szukać. Tak na
wszelki wypadek. Ostatni raz widziano ją jak szła w stronę tego lasu, a całe
miasto już przeszukał pytając niemal każdego o pomoc. Co ona do cholery
wyrabia?!
Mokre kosmyki dawno niestrzyżonych włosów
przylegały mu do spoconego czoła. Ciężko oddychał, ale szukał dalej.
Teraz znowu spróbuję przy brzegu, pomyślał.
Siły go opuszczały, więc zatrzymał się przy
drzewie. Szorstkość kory zaczęła drażnić wpierw jego dłoń, później plecy.
Ustawił się głową do jeziora i oddychając ciężko rozglądał się wciąż naokoło.
Zobaczył coś przy brzegu i uznał, że to może być ona. Nadzieja go chwyciła i
zaczął biec całej siły. Jeszcze tylko ostatnia prosta.
Pień, zauważył z niedowierzaniem. Zdemotywowało
go, aż zauważył znów coś podobnego przy brzegu.
Nie, pewnie to kolejny pieniek, myślał sobie.
Ale co jeśli może to jednak ona? Pewnie nie, ale jednak spróbuję. To może
jeszcze moja ostatnia, może przedostatnia próba i wracam, postanowił, jednak
wiedział, że nawet jeśli kolejne dwa jego podejrzenia okazałyby się błędne, to
podwyższałby sobie cel o dodatkowy jeden.
Już nie z taką werwą jak wcześniej, po
zjedzeniu paru jagód po raz kolejny ruszył ku kształtowi w lesie, tudzież na
brzegu, który mógłby się okazać jego siostrą. Nacisk na stopach robił się coraz
cięższy. Już lepiej widział plażę, a wraz z nią jej detale. Plama, do której
dążył, też nabierała szczegółów i wydawała mu się coraz to bardziej
humanoidalna, choć brał pod uwagę i to, że to jego wyobraźnia dawała mu złudną
nadzieję, jak w przypadku ostatniego pieńka. Coraz bardziej się nakręcał,
jednak nie biegł, tylko szedł, a umysł
mu szalał. Był już niedaleko. Ostatnie dwadzieścia metrów. Przyśpieszył. Był
już prawie pewny, że to ona. Ostatnie dziesięć metrów i zmusił swoje zmęczone
gardło do wysiłku.
- Shayen! – krzyknął, jednak wysuszony gardziel odbił się
na jakości słowa. Biegł mało efektownie, jednak zmusił się do szybszego tempa.
Już ją widział. Dość długie, puszczone luźno włosy
zasłaniały ułożoną na boku twarz. Całe ciało dziewczyny położone było na bok w
sposób, by żadna z kończyn nie uciskała drugiej. Pobudzony chłopak rzucił się
przy dziewczynie na kolana, nieco zdzierając sobie jedno z nich. Z desperacją
zaczął trząść nią za ramiona i nawoływać jej imię. Już z lekiem w oczach chciał
sprawdzać, czy ma tętno, jednak dziewczyna, ku jego szczęściu, zaczęła
reagować.
W jego przepełnionych emocjami oczach zaczęło
malować się coś na rodzaj szczęścia. Upadł lekko głową na brzuch swojej siostry
i sapiąc ciężko, wtulił się w nią. Nic jej nie było. Co za szczęście.
Nie wiedział, co by zrobił, gdyby i ona
zniknęła.
- Leo? – zapytała zaspanym głosem, jednak mocny
uścisk jej talii dodał jej trochę energii. Nie do końca pewna scenerii i
wydarzeń, mało myśląc otuliła rękoma swojego brata, palce zatapiając w jego
bungurdowych włosach. Głowa bolała ją cały czas i miała problemy z koncetracją.
Wcześniej, zanim zasnęła, nie miała zbytnio czasu na zastanowienie się nad niczym.
Po prostu weszła na górę i zasnęła, nim dostąpiła większej jasności umysłu.
Chłopak z zamkniętymi oczyma oddychał głęboko z
otwartą buzią.
- Cie… cieszę się – wybełkotał. - … Że jesteś
cała. – Chwilowo nie miał siły jej niczego wygarniać, czy wypominać.
Nie do końca była pewna, jak zareagować.
- Taa… - wybełgotała. Brązowymi oczyma patrzyła
na zmęczoną posturę swojego brata. Palcami czuła niektóre kosmki włosów mokre
od potu. Jego potężniejsza od niej budowa podnosiła się i opadała. Przez to jak
ją złapał w pasie, było jej niewygodnie i mimo, że z początku próbowała do tego
przywyknąć, po chwili usiłowała przy ograniczonej ilości ruchów usadowić się
wygodnie na tyłku tak, by im obojgu ta pozycja pasowała. Miała nadzieję, że nie
przeszkodzi to jej bratu, jednak ten zareagował. W akcie zawodu swoją akcją wydęła
nieznacznie usta i zwężyła oczy, kiedy Ayo
postanowił zwolnić uścisk i wstać. Jego skórzana bluzka prostowała się na
ciele. Chłopak położył dłonie na swoich kolanach i utrzymywał tę pozycję o
prostych łokciach. Patrząc wpierw na swoje brudne palce, wziął jeszcze parę
dodatkowych wdechów i spojrzał na Shayen.
- Nic ci nie jest?
- Nie… - Zaprzeczyła głową. – Raczej nic poważnego.
Spojrzał na jej lekko rozdartą sukienkę, jej
nogi i ręce. Ciało dziewczyny zdobiły liczne zadrapania, a gdzieniegdzie widać
było śladowe ilości siniaków, a Ayo wiedział, że jej skóra z natury nie jest na
to zbytnio podatna. Podejrzliwym wzrokiem patrzył na zaschniętą krew.
Postanowił jednak tego nie komentować, tylko zostawić temat na później. Chciał
z nią jak najszybciej wrócić do gospody.
Wstał ciężko i wystawił w jej kierunku rękę. Po
chwili złapała ją i też wstała.
- Wracajmy już.
- Dobrze, bracie – Była w tym momencie nie do
końca ufna. Zastanawiała się, co odpowie, gdy wreszcie zapyta, co tam robiła i
jak się tam znalazła. Czuła się beznadziejnie. Sprawiła mu kłopot, który mógłby
go przyprawić o zawał. W dodatku nie wiedziała, co mogłaby odpowiedzieć. To ją
dołowało jeszcze bardziej. Ciągnięta za rękę szła niemrawo, bo nie miała
zbytnio siły, a jej zgorzkniały wzrok również to odwzorowywał. Dopiero teraz
zwróciła uwagę jak jasno jest już w lesie i wcale nie była to zasługa
świetlików. Ich już prawie nie było, a księżyc lekko rysował się na niebskłonie
ustępując swe miejsce słońcu. Była pewna, że gdy ostatnio była przytomna, trwał
środek nocy. Spojrzała na mokry kark
swojego brata, który prowadził ją przez las. Zastanawiała się, jak długo jej
szukał, jednak nie odezwała się ani słowem.
W ciszy przebyli cały dystans. Ayo, mimo że
odwracał się do niej wiele razy by kontrolować jej stan, postanowił się nie
odzywać, chciał jak najszybciej wyprowadzić ich z lasu. Udało się to i jak
najszybciej udali się do domostwa, w którym byli zakwaterowani. Był to średnich
rozmiarów, piętrowy domek z pięcioma pokojami i słomianym dachem. Nadzieja, że
Shayen sama się odezwie, nie skończyła się tym, czego chłopak oczekiwał.
Dziewczyna, zamiast powiedzieć coś o swoim wczorajszym zniknięciu, postanowiła
być o tyle samolubna, żeby czerpać ze wstrzemięźliwości chłopaka przed zadaniem jakiegoś pytania i
zasygnalizowała tylko, że są już na miejscu, kiedy chłopak minął odpowiednie
drzwi.
Chłopak o brunatno-czerwonych włosach poczuł ulgę na widok łóżka, ale potem spojrzał na siostrę i wiedział, że to jeszcze
nie pora na to. Nawet jeśli był niesamowicie wykończony.
- Zostań tu – rzucił z cichym głosem, jednak po
spojrzeniu wiadomo było, że trzeba na to przystać jeśli chce się pozostać w
ugodowych kontaktach. – Idę po wodę – dodał, trzymając drzwi.
- Jasne – odparła nie patrząc na niego, ale
kierując się w stronę drewnianego stołu
z wielokrotnie już reperowaną nogą, przy którym usiadła. Oparła swoją głowę o rękę i zaczęła myśleć.
Ból głowy nie ustępował, a inne części ciała też w najlepszym stanie się nie
znajdowały. Westchnęła. Rozejrzała się po pokoju i stwierdziła, że nie będzie
prawdopodobnie w stanie odpowiedzieć na czekające na nią pytania. Nie była w
stanie pamięcią przytoczyć żadnej konkretnej wizji. Mieszało jej się kilka obrazów,
jednak jeden mógł przeczyć drugiemu. Stwierdziła, że takie przypominanie na
siłę nic nie da. Co najwyżej narzuci jakieś błędne teorie. Jednak nie mogła się
pozbyć uczucia niepokoju, które towarzyszyło jej od pobudki w lesie. Wcale nie
pomagało jej to na samopoczucie.
Zaczęła masować sobie obolały kark, po czym
przestała, biorąc pod uwagę, że to nie był dobry pomysł. Co chwilę zmieniała
położenie nogi, szukając pozycji mniej doskwierającej. W końcu postanowiła
podejść do skórzanej, średnich rozmiarów torby, w której spodziewała się znaleźć
zioła, które może by jej pomogły fizycznie.
- Nie rób jeszcze tego – powidział Ayo w
drzwiach. Wszystko wskazywało na to, że niedawno się umył. Czyste ubrania przylegały
nieco do ciała. Przydługie włosy zlepiały się razem, pozostawione w całkowitym
nieładzie. – Pierw się umyj – dodał, spuszczając głowę.
- Masz rację – zgodziła się i wyprostowała się
z lekkim bólem w plecach, czego odzwierciedleniem była jej skwaszona twarz.
Spojrzała ukradkiem na brata, aby zanalizować jego humor. Jego średnio
zarysowana czaszka wykazywała zmęczenie i zrezygnowanie, oczy jednak starały
się na siłę zachować bystrość. Stwierdziła, że chwilowo lepiej, by nie byli za długo
w tym pomieszczeniu razem, jeśli nie chcą od razu zaczynać rozmowy pt.: „Co się
wczoraj stało?”. Wolnym krokiem ruszyła ku innej, większej, płóciennej jutowej
torbie i wzięła z niej luźną bluzkę i ciemne spodnie.
- To nie jest dobry pomysł – stwierdził na głos
Ayo, gdy zobaczył wybór swojej siostry. Tamta spojrzała na ciuchy i stwierdziła,
że trudno byłoby się z nim nie zgodzić. – Akurat w tym regionie tolerancja
kobiet w spodniach jest dość niska – powiedział z przekąsem.
Zaczął iść w jej stronę powoli, a dziewczyna
czuła coś na rodzaj lekkiego gniewu. Ścisnęła mocno oczy i, zaciskając wargi,
na ślepo wybrała pierwszą lepszą sukienkę, zanim Ayo zdążył do niej podejść.
- Masz rację. To byłoby głupie – zgodziła się i
pokusiła się o krótki kontakt wzrokowy. Starała się iść wolnym tempem, jednak
nawet jeśli jej chód był z delikatnym naciskiem, to był nieco szybszy niż być
powinien przy akurat przyjętej masce. Ayo też to zauważył. W końcu znał ją od
dziecka i wydawać by się mogło, że na wylot. Jednak postanowił to przemilczeć.
- Ej, chwila, zaczekaj .– Palcem wskazującym
zasygnalizował, żeby się przybliżyła, jednak nie czekając na jej reakcję, sam
ruszył w jej kierunku.
- Co? – zapytała, stojąc w miejscu i odwracając
tylko w jego stronę głowę. Śledziła wzrokiem jego rękę, kiedy to on zaczał ją
unosić. Nie wiedziała o co mu chodzi, jednak nie wycofała się odruchowo, tylko
cierpliwie czekała, by pokazał o co mu
chodzi. Zdziwiona patrzyła jak odgarnął jej sięgające do piersi włosy i
zarzucił jej na jedno z ramion, bliższe mu zostawiając odkryte. Wychylił głowę,
jakby chciał coś mocno znaleźć w jej przetłuszczonych już włosach. Zniesmaczony
wywinął oczami, gdy zobaczył strupy na karku dziewczyny i gdzieniegdzie ciągle
płynącą krew, co było teraz efektem mało rozważnego masowania karku.
A więc o to mu chodzi, pomyślała i się trochę
zmieszała, czując odrobinę wstydu.
- Dobra, idź już się wykąp. Później zajmiemy
się twoimi obrażeniami – powiedział z rezygnacją w głosie i przystawił zmęczoną
głowę do ściany.
- Tak, Leo – zarzuciła na odchodne. Normalnie
nie była w stosunku do niego taka ugodowa, jednak wolała odpuścić i się pod
niego podporządkować.
- Żaden Leo. Mam na imię Ayo – Widział, że Shayen to usłyszała, jednak ta nic
nie odpowiedziała na to. Postanowiła to zignorować i poszła dalej, na podwórko,
umyć się w drewnianej balii napełnionej już przez kogoś wodą.
Kiedy Shayen wróciła do ich pokoju, starała się
przy swojej udawanej swojskości zachować się jeszcze w miarę cicho. Skrycie
miała nadzieję, że jej brat już zasnął ze zmęczenia. Otworzyła drzwi i weszła do środka, gdzie zastała
swojego bliźniaka leżącego na łóżku. Jeśli zasnął to pewnie przypadkowo,
stwierdziła Shayen patrząc na jego pozycję. Nigdy nie zasypiał na plecach.
Zawsze spał na boku ze zgiętymi nogami, jakby chciał się zaraz złożyć w kłębek.
Wyjątek następował tylko, gdy spali razem w jednym łóżku. Czyli dość często.
Minęła mebel. Głód jej doskwierał i postanowiła
sobie coś przyrządzić.
- Zaczekaj – usłyszała i odwróciła się w stronę
łóżka. Z rozczesanymi włosami i wielkim oporem usiłował wstać, co jednak
skończyło się tylko doprowadzeniem do siadu. Zgiął jedną nogę na której oparł
poźniej rękę.
Spojrzała na najważniejszą osobę w jej życiu z
pozoru obojętnym wzrokiem.
- Robię, a raczej mam zamiar zrobić coś do
jedzenia, też chcesz? – Kiwnął twierdząco głową, po czym poczochrał sobie
włosy.
- Rozerwałem spodnie. Zaszyjesz mi je później?
– próbował zacząć rozmowę od jakiegoś w miarę bezpiecznego tematu. Naprawdę nie
lubił naciskać na swoją młodszą siostrę, jednak nie odpuści tego tematu, który
mu takiego kłopotu i niesamowitego strachu nabawił.
- I tak będę musiała zrobić to samo z moimi
ciuchami, więc nie ma problemu.
- A dlaczego twoje ciuchy są podarte? – spytał po
sekundzie zmierzając do jednego i niemal świdrując zmęczonym wzrokiem Shayen, a
raczej jej plecy, gdyż ta znowu spojrzała gdzie indziej. - Moje dlatego, że
biegałem za tobą całą noc i to po lesie, szukając cię jak jakiejś igły w stogu
siana.
Zaczęła bawić się paznokciami, by się jako tako
rozluźnić. Nabrała powietrza.
- I co ja mam ci niby powiedzieć, co? –
odpowiedziała z dobrze chłopakowi znanym przekąsem.
- Shayen… proszę cię. Zdajesz sobie sprawę jak
– zaczął ruszać dłońmi, jakby to mogło mu pomóc w poszukiwaniu słów – jak
bardzo byłem zaniepokojony i zdesperowany, kiedy wróciłem tu i cię nie było?
Miałaś być na miejscu, ale nie było cię ani tu, ani nigdzie w okolicy. Byłem
przerażony – uprościł swe uczucia.
Coś ją za serce złapało. Miała wyrzuty
sumienia. Teraz to ona wyglądała na zrezygnowaną. Unikała kontaktu wzrokowego,
ale nic nie odpowiedziała, bo nie wiedziała jak.
- Powiesz coś wreszcie? – Wypuścił powietrze z
ust i spojrzał w dół.
- A jak zareagujesz – zaczęła, a chłopak o
czerwonych włosach znów podniósł wzrok – gdy ci powiem, że nie pamiętam?
Ayo obudził się po szesnastej i, z wciąż zmrużonymi
oczami, zauważył leżącą obok niego figurę. Brązowe oczy miała już otworzone i z
mocno zaspanym wzrokiem wpatrywała się w brata bliźniaka.
- Jak się spało? – zapytała leniwym głosem,
uśmiechając się niewyraźnie.
Przymrużył oczy i starał się odwzajemnić delikatny
uśmiech. Następnie ruszył ociężałą ręką, która następnie wylądowała we włosach
młodszej bliźniaczki.
- Może być - Ledwo się obudził, a już zaczął myśleć o tym
co ostatnio się zdarzyło. Oczywistym było, że mu nie pasowała wcześniejsza
odpowiedź Shayen. Przez jego głowę przeleciały różne niepokojące wizję tego, co
mogło się stać, choć uspokajał siebie myślą, że pewnie za bardzo dramatyzuje.
Obrażenia fizyczne były jedynym, na co narzekała jego młodsza siostra.
Najbardziej prawdopodobna wersja, skoro rzekomo przeniosła się na plażę po
krótkiej pobudce u spodu małego wzniesienia i w sumie nie miał powodów, aby jej
nie wierzyć, była taka, że zwyczajnie spadła i straciła przytomność. Przez myśl
przemknął mu również ich cel i to dodało mu otuchy.
Widząc jego wzrok zgadła, że o czymś myśli. Nie wiedziała
o czym, ale mogła się domyślać. Mimo że dopiero wstał, wyraz twarzy miał
zmęczony. Podniosła się na łokciu i zbliżyła na łóżku do niego.
Rozszerzył na chwilę oczy, które potem przymknął lekko,
kiedy dziewczyna położyła mu rękę na policzku. Znaczyło to tyle samo, co: „Nie
myśl tyle.”.
Przez moment wlepiała swój skoncentrowany wzrok, nie
będąc pewną, czy robić dalej to co zaplanowała. Jednak odważyła się.
Nachyliła się i musnęła lekko jego wargi, po czym
postanowiła sprawdzić, czy na jego twarzy coś się zmieniło. Nie odepchnął
jej, a jego twarz pozostawała w wyrazie neutralnym. Nie przeszkadzało jej to.
Następny pocałunek był z jej strony głębszy, jednak wciąż
delikatny, jakby bała się zranić któreś z nich, sama nie będąc pewna które.
Podniosła się na rękach i spojrzała z góry. Na
chwilę obecną byli dla siebie wszystkim. Ich świat dzielił się na „on/ona” i
„ja”. Reszta była mało istotna. Nie pozwoliliby dopuścić do siebie nikogo
innego. Nie teraz. Prawdopodobnie i tak by ta osoba odeszła. Bali się tego.
Żyli tylko dla siebie nawzajem… na razie. Niedługo wszystko miało wrócić do
swojego normalnego stanu. Ewentualna utrata tytułu szlacheckiego nie miała
znaczenia, kiedy stawiało się ją tuż obok możliwości odzyskania rodziny. Do
czasu powodzenia ich misji mieli zamiar żyć dla siebie nawzajem i nie pozwolić
nikomu wejść między nich.
Ich związek u wielu ludzi budził kontrowersję. Nie
rozumieli ich. Nie rozumieli tej więzi i niektórzy otwarcie określali ich
związek chorym. Shayen wiedziała, że Ayo też postrzega to w ten sposób, nawet
jeśli nie mówi tego otwarcie, jednak akceptował to. Miała pojęcie, że ma do
niej słabość i jej nie odrzuci, a ona to perfidnie wykorzystywała. Wiedziała,
że stała się kobietą gotową na wszystko, by tylko zatrzymać Ayo dla siebie. Była
świadoma, że chłopak jej nie odmówi. Nie zrobi to jedynej osobie, która mu
została. Osobie, która była mu najbliższa zanim jeszcze się urodzili.
Wiedziała, że robiąc to zabiera całą niewinność własnej
osobie, jednak ona potrzebowała bliskości. Potrzebowała czuć, że ktoś jest przy
niej. Że nie wszyscy ją opuścili. To było samolubne i o tym wiedziała. Ayo czuł
podobnie z tą różnicą, że on nie potrzebował tak intymnych czynów. U niego samo
posiadanie osoby, którą musi chronić wystarczała i dawała mu stabilność.
Po pogładzeniu policzka swego brata dziewczyna położyła
się raz jeszcze, tym razem wtulając się klatkę piersiową chłopaka. Ten tylko
objął jej figurę, a głowę swoją oparł na jej. Leżeli tak jeszcze chwilę.
-
Siostrzyczko? - spytał chłopczyk o szkarłatnych włosach. W jego oczach tętniło
życie i gołym okiem było widać, że jest czymś przejęty.
-
Tak, Leo? - zapytała dziewczyna 3 lata starsza od niego.
-
Pomożesz nam?
-
Ale w czym?- Patrzyła z ukrywanym znużeniem na swojego młodszego brata.
-
Wraz z Shayen znaleźliśmy dziwną książkę w bibliotece. Jednak jej część jest
zapisana runami, których nie rozumiemy. Pomogłabyś nam?
Zaciekawiona ta wiadomością dziewczyna ruszyła za swoim
dziesięcioletnim bratem. Rodziców nie było w domu, a w posiadłości nie został
nikt kto byłby w stanie przeczytać runy starszyzny prócz Klary, córki Karen i
Endina, wysoko postawionej szlachcianki i tytułowanego Pogromcy Smoków. Po
matce odziedziczyła tylko oczy - brązowe, podobnie jak jej młodsze rodzeństwo.
Kasztanowe włosy oraz lekko skrzywiony nos odziedziczyła po tacie.
Kiedy wreszcie doszli do biblioteki powitała ich tam Shayen
z krótkim komentarzem, czemu tyle im zeszło. Podobnie jak jej bliźniak była
podekscytowana tym, co może się w tej książce znaleźć, aż była wściekła na
ojca, że naukę języka starożytnych ma rozpocząć dopiero w przyszłym roku. To
chyba był jedyny moment, w którym żałowała braku kształcenia. Lub raczej samych
zajęć, gdyż czuła, że wykształcenie to klucz do dobrego życia, nawet jeśli nie
do końca ją tą w tamtej chwili obchodziło.
Czerwonowłosa dziesięciolatka szybko podbiegła do swojej
siostry i pokazała jej średniego formatu, ręcznie pisaną książkę. Już na
pierwszy rzut oka była ona dziwna. Okładka z jasnej skóry była ozdobiona
różnymi znakami, których znaczenia Klara nie była wstanie wywnioskować.
Brązowowłosa wzięła ją do rąk i otworzyła na pierwszej stronie. Na pergaminie
pisało w powszechnie używanym języku.
-"Prawdy
królestwa Nerla" - przeczytała Klara , dziwiąc się z nazwy tego państwa.
-
Też się zdziwiliśmy z Shayen. Mama często opowiadała nam bajki o tym miejscu,
ale ono przecież nie istnieje, prawda? Znaczy się, to tylko legenda.
Najstarsza z rodzeństwa nie skomentowała tego, tylko oddała
się myślom na temat książki, którą szybko przekartkowała. Nie wyglądało to na
zbiór legend. Wykluczał to jej osobliwy wygląd, dziwna treść, rysunki oraz
zastosowanie na zmianę zwykłego języka i run starożytnych.
-
Shayen, gdzie schowałaś wisiorek? - zapytał Leo.
-
A, już... tutaj.
-
Co to jest? - spytała dziewczyna, spoglądając na wisiorek, od którego emanowała
dziwna energia. Na ciemnym, zużytym rzemyku znajdowała się tajemniczy klejnot,
jakiego nigdy nie widziała. Powiedziałaby, że to onyks, gdyby nie fioletowa
poświata, którą dało się zauważyć zarówno na zewnątrz, jaki i wewnątrz
kamienia.
-
Była razem z książką - odpowiedziała dziesięciolatka.
-
A skąd wy w ogóle macie tą książkę?
Bliźniaki spojrzeli się na siebie, po czym opowiedzieli jak
Leo znalazł ją schowaną w inną, większą książkę, którą później także pokazali.
Widocznie ktoś, zapewne rodzice, nie chcieli, aby była widoczna. Starsza
siostra nie dopytywała już o to jakim cudem dosięgli najwyższej półki, tylko
zaczęła przeglądać ponownie książkę, zwracając przy tym większą uwagę na treść,
która znów nie była taka typowa. Było w niej dużo odwołań do alchemii, magii i
rytuałów, jednak tylko w tej części z runami, które przeplatały się razem z
normalnymi literami. Mowa współczesna była tylko wstępem i przerywnikiem do
części 'ukrytej', która jako jedyna zawierała treść z informacjami, język
narodu bowiem nie wnosił żadnej użytecznej wiedzy.
Nie przeczytała dalej jak dwadzieścia stron, kiedy
postanowiła, że żadne z nich nie powinno czytać tej książki. Klara od zawsze
stroniła od wszystkiego co związane z przygodami i alchemią, treść lektury była dla niej zbyt absurdalna lub niebezpieczna. Nijak się miała do tytułu. Szkoda, że młoda
Klara nie przeczytała dalej, bo dowiedziałaby się o tym samym, co Shayen i Leo
cztery lata później. Dowiedziałaby się o prawdziwej treści książki i może byłaby
wstanie przeczytać to, co już przeczytała raz jeszcze - tym razem poprawnie.
A ja się tak zastanawiałam, gdzie Ty się podziewasz :)
OdpowiedzUsuńMelduję, że przeczytałam, ale jestem tak zmęczona, że komentarz może być nie na poziomie, więc...Skomentuję później ;D ;)
A bo ja raz tu, raz tam. Wiesz jak to jest :D Szkoła wykańcza.
UsuńNawet nie wiesz, jak się cieszę, że powróciłaś. I to z nowym opowiadaniem! Mam nadzieję, że wena Ci dopisuje, bo jestem ciekawa, co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się ten rozdział - lubię, gdy ktoś porusza kwestie kontrowersyjne. Poza tym, wątek kazirodztwa nie jest często poruszany w opowiadaniach. Duży plus więc za oryginalność.
Jestem ciekawa, co takiego dokładnie stało się z Shayen. Dlaczego nie pamięta? Jak tam się w ogóle dostała? Jakoś wątpię, że do tego wszystkiego mogło dojść "tak po prostu", ale myślę,że tą kwestię już za niedługo rozwiążesz.
Trzymam kciuki za Ciebie i za Twoją nową twórczość. Zapraszam również do siebie na nowinki.
Pozdrawiam serdecznie!
O, Sky, jak miło cię tu widzieć \o/ Zwłaszcza że ja u ciebie jestem daleko za murzynami, gdzieś na Angels vs Demons, czy coś takiego. Aż ma się ochotę ciebie udusić za twoją regularność, zwłaszcza, że ja już nawet nie mogę zbytnio czytać na co niektórych lekcjach. Skończyło się czytanie z telefonu :(
UsuńTo tylko 3, może 4 rozdziały będzie miało, ale skoro cię zaciekawiło, to jestem szczęśliwa :)
I dziękuję za komentarz (na który odpisuję miesiąc po czasie, ups). Zmotywował mnie by w końcu dokończyć ten 2. rozdział :)
Zbierałam się kawał czasu by skomentować twoje nowe cacko, ale świat mnie nie kocha, więc troszkę mi się zeszło... Ta... dobra. Bardzo ciekawy, intrygujący pomysł, już wspominałam, że uwielbiam twoje opisy? Jak nie to właśnie się dowiedziałaś... napisałabym coś jeszcze, ale sama nie wiem co, ale coś czuję że będzie wątek fantasy więc naprawdę nie mogę się doczekać rozdziału. Mogę liczyć na powiadomienie, gdy owy się pojawi?
OdpowiedzUsuńLisa
Rozumiem twoją niedysponowanie - ja mam tak cały czas.
UsuńLubisz moje opisy? Te, których podświadomie próbuje się pozbyć? xD Nie, nie wspominałaś. Ale od razu mi się lepiej zrobiło na serduszku.
Dziękuje za komentarz i obiecuję powiadomić! :)